Praca zdalna z Azji – nasze doświadczenia

Zacznijmy od tego, że poniższy tekst opieram na naszej półrocznej podróży po następujących krajach: Tajlandia, Filipiny, Indie, Malezja oraz indonezyjskie Bali. W przeciągu tych sześciu miesięcy przez cały czas pracowaliśmy zdalnie i tak organizowaliśmy sobie czas, aby możliwie dużo zobaczyć, zwiedzić, ale również pracować możliwie jak najbardziej wydajnie. Jak nam to wyszło, jak pogodzić pracę z podróżowaniem, na co zwrócić uwagę przy wyborze destynacji i w końcu czy tak się naprawdę da? :-)

Po pierwsze – co my właściwie robimy

Bartek, czyli męska strona Poproszę dokładkę pracuje w szeroko rozumianej branży informatycznej, czyli w branży, która naturalnie kojarzy się z pracą zdalną. Chociaż nie do końca tak jest i również jego praca wymaga osobistego kontaktu z klientem, omówienia pewnych spraw “na żywo” to rzeczywiście sporo rzeczy można zrobić właśnie mobilnie.

Ja natomiast pracuję w branży kulinarnej i nie, nie jestem kucharzem ani kelnerką. Pracuję w szkole kulinarnej i ciężko moją pracę jednoznacznie zakwalifikować. Do czasu naszego wyjazdu nawet mnie samej ciężko było wyobrazić sobie tę pracę w wersji mobilnej, ponieważ mnóstwo moich obowiązków polegało na byciu na miejscu, kontrolowaniu, sprawdzaniu itd. Ale jak to w przypadku większości prac biurowych (czyli de facto przy komputerze), część tych obowiązków mogłam robić właśnie zdalnie. I to właśnie te punkty wspólnie z moimi Szefami “wyciągnęliśmy” i tak powstało pół etatu. Kolejna połówka została natomiast przeznaczona na poniższego bloga :-)

Nie wdrażając się w szczegóły, oboje mieliśmy pracowaliśmy z Azji dla polskich firm, na niemalże pełny etat (lub na pół etatu w moim przypadku), dopasowując się do polskiego czasu, deklarując pełną dostępność w okreslonych godzinach i właściwie… “udając”, że jesteśmy w Polsce :-) Jak nam to wyszło?

Praca zdalna z Azji dla polskich firm

  • podporządkowanie się do polskich godzin pracy

Ponieważ różnica między Polską a krajami azjatyckimi to w zależności od kraju ok. 5-7 godzin do przodu, pracę zaczynaliśmy ok. 14-17ej po południu, czyli polskiej 9-10ej. Mieliśmy zatem sporą część dnia na eksplorowanie i tak też robiliśmy. Wstawaliśmy dosyć wcześnie i ruszaliśmy na tak zwane zwiedzanie. Zawsze też udawało nam się zjeść obiad i wrócić na czas do pracy. Popołudnie i wieczór były zatem przeznaczone na pracę.

Przyznam szczerze, że trochę obawiałam się takiego rozkładu dnia, ciągle zajętych wieczorów, późnego chodzenia spać i porannego wstawania, ale nadzwyczaj szybko się do tego przyzwyczailiśmy i niemalże od samego początku polubiliśmy właśnie taki rytm. Dzień niesamowicie się wydłużył i byliśmy w stanie zrobić naprawdę wiele. Jak teraz myślę ile mogę zrobić w ciągu dnia, gdy pracuję od 9ej do 17ej to właściwie niewiele tego dnia zostaje. Bo przecież nie pójdę po 17ej do muzeum, co nie? ;-)

  • organizacja czasu

To właściwie wiąże się z godzinami pracy. Pracując w ten sposób musiliśmy planować sobie czas z wyprzedzeniem. Sprawdzać godziny otwarcia i co rzeczywiście możemy zobaczyć rano i wczesnym popołudniem. Czy na pewno zdążymy wrócić, czy nie spadnie deszcz i gdzieś nie utkniemy. Fakt, że przez to spontaniczność była mocno ograniczona, ale dzięki planowaniu nic nam nie umknęło i mogliśmy przez pół roku piec dwie pieczenie na jednym ogniu.

  • dłuższe zostawanie w jednym miejscu

Pracowanie i aktywne zwiedzanie potrafi zmęczyć, więc od początku postanowiliśmy, że będziemy się zatrzymywać w jednym miejscu przez dłuższy czas, tj. 2-3 tygodnie. Tak aby ograniczyć przeprowadzki oraz transport. I to był bardzo dobry pomysł. Po pierwsze dlatego, że mogliśmy się w jednym miejscu trochę zagnieździć, lepiej poznać, z drugiej nie musieliśmy się tak często tarabanić z plecakami i laptopami.

Przeprowadzki natomiast zostawialiśmy sobie na weekendy, tak by mieć na spokojnie więcej czasu i biorąc pod uwagę opóźnienia, zmiany lotów itd. To również był bardzo dobry krok.

  • samokontrola

Praca na “wakacjach” ma tę zaletę i jednocześnie wadę, że nikt nad Tobą nie stoi, nikt bezpośrednio nie kontroluje i właściwie… możesz robić co chcesz. Łatwo wówczas zatracić klasyczny rytm pracy i pewien rygor, który narzucasz sobie chodząc codziennie na tą 9tą. I o ile praca zdalna w bikini właściwie nie ma wpływu na Twoją efektywność to czyha na Ciebie wiele innych pokus. Jest gorąco, więc trochę się nie chce, wszędzie kuszą happy hours na drinki, w dodatku w tle majaczy przyjemnie chłodne morze, a Ty musisz pracować…

My poradziliśmy sobie z tym tak, że narzuciliśmy sobie pewne zasady, których trzymaliśmy się przez całe 6 miesięcy. Nie picie alkoholu w dniach pracy, wracanie zawsze na czas, ogarnięcie wszystkiego zawsze przed pracą, by nie trzeba było wyjść na obiad czy do sklepu. Takie małe złote zasady, ale dzięki temu byliśmy w stanie wykonywać porządnie nasze obowiązki nie tracąc nic na urokach danego miejsca. Samokontrola odgrywała tu naprawdę duże znaczenie i fakt, że oboje pracowaliśmy i wzajemnie się motywowaliśmy.

  • odpowiedni dobór noclegu

I tu płynnie przechodzimy do miejsc, z których pracowaliśmy. Ponieważ pracowaliśmy niemal codziennie (prócz weekendów) i w porach mocno wieczornych, szukaliśmy takich noclegów, aby spełniały nasze warunki do pracy. Nie zawsze więc było najtaniej i gdyby nie praca pewnie wybieralibyśmy inne noclegi, ale możliwość pracowania była dla nas kluczowa.

Przede wszystkim więc liczyła się dla nas dostępność Internetu, zarówno w budynku jak i konkretnym pokoju, co nie jest oczywiste. Miejsce do pracy, czyli jakiś stolik, biurko, kawałek parapetu :-) lub jakieś miejsce wspólne ze stolikami i krzesłami, co akurat często oferowały hostele. Tutaj jednak braliśmy poprawkę na to, że wieczorami takie wspólne miejsca mogą być zatłoczone i głośne. Do tego dochodzą komary, oj tak, komary! I to, po co się w takie miejsca jedzie, czyli słońce padające prosto w Twoją twarz lub ekran komputera :-) Uwierzcie mi, że tak się nie da pracować, więc przede wszystkim zwracaliśmy uwagę na wyposażenie pokoju. Klimatyzacja, bo ciężko pracuje się w upale. Lokalizacja, która oczywiście zawsze jest ważna, ale w naszym przypadku koniecznie nie chcieliśmy znaleźć się na przysłowiowym “wygwizdowie”. Musiały być to miejsca z łatwą komunikacją do atrakcji danego regionu, tak abyśmy nie tracili dnia na długie dojazdy. Zwracaliśmy również uwagę, by niedaleko znajdowały się sklepy i restauracje.

Praca z restauracji czy kawiarni w naszym przypadku odpadała, ponieważ po pierwsze te przeważnie są głośne, a po drugie nasze godziny pracy za długie by siedzieć przy jednej kawie ;-) Nie wspominam już nawet o stereotypach pracy zdalnej, czyli pracy na plaży, na hamaku pod palmą itd. Tak się zwyczajnie nie da, chyba że palma ma podłączenie do prądu, stabilny internet, palące słońce nie jest w stanie CIę odstarszyć, a praca w pozycji leżącej nie stanowi dla Ciebie problemu ;-)

kawałek parapeto-biurka na Bali :-)
kawałek parapeto-biurka na Bali :-)
  • internet – klucz do pracy zdalnej

Uwielbiam wakacje i to cudowne poczucie wolności od Internetu. Jednak tym razem Internet i dostęp do niego był dla nas kluczowy. Bez niego po prostu nie moglibyśmy pracować.

Polegaliśmy zatem na Internecie w miejscu, w którym spaliśmy, ale zabezpieczyliśmy się również mobilnym routerem. Urządzenie wielkości małego telefonu komórkowego, które “zasilaliśmy” lokalną kartą SIM z odpowiednim pakietem Internetu i mieliśmy go gdziekolwiek chceliśmy. A właściwie gdziekolwiek był zasięg :-) Przyznam, że router to jeden z naszych najbardziej udanych zakupów podróżniczych i nie raz uratował nam pracowniczy dzień. Gdy lokalne wi-fi zawodziło, zrywało się czy po prostu było wolne – zawsze był router. Dodatkowo zabieraliśmy go w trasę i mogliśmy być online niemalże w dowolnym miejscu.

  • rozmowy telefoniczne

Nasza praca czasami wymagała od nas bezpośredniej rozmowy telefonicznej i tutaj właściwie mieliśmy trzy rozwiązania. Zakupienie lokalnej karty SIM i wykonywanie połączeń, co oczywiście wiąże się z kosztami, rozmowy przez Internet (np. przez Skype czy Messengera, co świetnie sprawdzało się w rozmowach z rodziną) i nasze najnowsze odkrycie – rozmowy przez wi-fi. Ponieważ oboje mamy telefony w polskiej sieci Play, która oferuje opcję “wifi calling”, mogliśmy bez problemu rozmawiać całkowicie normalnie przez telefon będąc podłączonym do sieci. Jedynym mankamentem usługi jest fakt, że Internet powinien być przyzwoitej jakości, aby rozmowy przebiegały płynnie, co niestety nie zawsze było możliwe. Same rozmowy są jednak zbawieniem, szczegółnie w kontaktach biznesowych, gdzie Klient/Kontrahent może po prostu do Ciebie zadzownić (lub Ty do niego), a Ty rozmawiasz jak gdyby nigdy nic, bez żadnych dodatkowych opłat.

  • elastyczność

Praca zdalna z drugiego końca świata nie zawsze jest łatwa. Przerwy w dostawie prądu w Indiach, fatalny Internet na Filipinach, spóźniające się autobusy i pociągi, nieprzewidziane korki to wszystko były powody do nie raz ogromnego stresu i myśli – nie poradzimy sobie! Dlatego decydując się na taki krok po prostu trzeba mieć na uwadze, że zawsze może się coś wydarzyć i trzeba być elastycznym. W Indiach dwa razy bardziej pilnowaliśmy, aby mieć naładowane laptopy, na Filipinach zmieniliśmy godziny pracy, a gdy zatrzymał nas korek, pracowaliśmy po prostu dłużej, w nocy.

Cóż, historie o pracy zdalnej z drinkiem w ręku na różowym flamingu możecie włożyć między bajki, ale nasz przykład pokazuje, że DA SIĘ. Nie jest to momentami łatwe i przyjemne, ale mamy to wspaniałe uczucie, że wykonywaliśmy porządnie swoją prace, nikogo nie zawiedliśmy, a udało nam się przy tym zwiedzić kolejny kawałek świata!

7 thoughts

  1. Cześć,
    bardzo fajny wpis, jednak w tego typu tekstach zawsze brakuje mi najważniejszego – jak wyglądają sprawy formalne w kwestii pracy? Macie działalność założoną w Polsce, czy też umowa o pracę/zlecenie? Jak wyglądają wasze ewentualne rozliczenia? Zastanawiam się nad podjęciem tego typu pracy zdalnej z zagranicy, jednak jeszcze nigdzie nie widziałem odpowiedzi na tak nurtujące pytanie

    1. Cześć, to jest wszystko kwestia indywidualna i zależna od rodzaju pracy, działalności. Ja pracowałam na podstawie umowy o telepracę, natomiast Bartek ma własną działalność. Jakbyś miał więcej pytań to pisz na poproszedokladke@gmail.com Pozdrawiam, Ola

  2. Geniusz! Po prostu geniusz! :) Bardzo mi się podoba, jak realistycznie i obiektywnie podeszliście do sprawy. To naprawdę wartościowy i jednocześnie odzierający ze złudzeń wpis dla wielu osób, którzy rozważają taką wyprawę :) Czad!

    1. Bardzo nam miło! Podróż była niezwykła i jeżeli tylko macie taka możliwość to gorąco polecamy. Są cienie i blaski, ale przeżyć nikt Wam nie odbierze :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *